Natalia Bloch
To wyobrażanie sobie siebie jako uchodźczyni-matki było jednym z głównych powodów, dla których Magda zdecydowała się na goszczenie: – Wyobrażenie sobie, że to mogłam być ja. Oczywiście wiele rzeczy nas różniło, ale też wiele rzeczy było na tyle wspólnych, że ja sobie wyobrażałam, że jakbym ja była w jej sytuacji, mój mąż byłby na wojnie i ja nie wiem, czy ja następnego dnia z nim będę…. On codziennie prawie dzwonił. A jak były sytuacje, że nie zadzwonił, to widziałam, jak Luba była poddenerwowana, chociaż to oczywiście wynikało tylko z tego, że po prostu akurat tego dnia nie mógł zadzwonić. No ale ona tego nie wiedziała. I to było najtrudniejsze.
Luba przed wojną miała dobre życie. Była tancerką i choreografką, prowadziła własną szkołę baletową; mąż zajmował wysokie stanowisko w firmie telefonii komórkowej; starszy syn, 13-letni Dima, chodził do szkoły muzycznej, a młodszy, 11-latek Artem, do sportowej. Ale to dobre życie było blisko granicy z Rosją, w okręgu sumskim. Mąż Luby nie został zwerbowany, zgłosił się na ochotnika. Walczy do dziś.
Jak wiele innych uchodźczyń, Luba, uciekając do Polski, skierowała się do kogoś, kogo tu znała – jedyną taką osobą był jej były uczeń. Mężczyzna wynajmował jednak z partnerką malutką kawalerkę: – Oni tam dosłownie spali pokotem, na podłodze, jedną czy dwie noce. Nie byli w stanie zostać dłużej. Były uczeń Luby dał jej jednak namiary na jedyną organizację pozarządową w Poznaniu, która łączyła osoby chcące ugościć uchodźców w swoich domach z tymi, którzy szukali schronienia. Magda była już w bazie organizacji. W ankiecie zgłoszeniowej wpisała, że ma do dyspozycji pokój w domu jednorodzinnym, więc nie może przyjąć więcej niż trzech osób; i że nie mogą to być małe dzieci, bo mają dużego psa i „nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć”; no i żeby nie były to starsze osoby, bo pokój jest na piętrze. Tak organizacja połączyła Lubę i jej synów z rodziną Magdy.
Chodziły razem na zumbę i do teatru. Lubię bardzo zależało, żeby pracować zgodnie ze swoimi kwalifikacjami, a uchodźczyniom zwykle proponowano sprzątanie albo pracę w pralni czy fabryce. Magda to rozumiała. Sama jest lekarką. Czy wyobraziła sobie, jakby to było, gdyby musiała uciekać do innego kraju, a tam zaproponowanoby jej pracę sprzątaczki? – Luba jest taką bardzo aktywną osobą i właściwie ja ją pierwsza zapytałam, czy chciałaby spróbować poszukać czegoś w swoim zawodzie.
W dzielnicy, gdzie mieszkała Magda, działało kółko artystyczne – Luba prowadziła tam bezpłatne zajęcia baletowe dla dzieci ukraińskich, wolontariacko. Mogła sobie na to pozwolić, bo firma męża wciąż wypłacała mu wynagrodzenie, które on przesyłał rodzinie. Potem przez to, że prowadziła te zajęcia, miała już coś w CV. I ja napisałam post na jakiejś grupie pomocowej, że jest osoba, choreograf i nauczyciel tańca z doświadczeniem. Tak Luba dostała pracę w szkole akrobatyki. Prowadziła warsztaty doszkalające, bo dziewczynom brakowało szlifu baletowego. To była praca dorywcza, ale dawała Lubię poczucie sensu, no i zajęcie – przygotowywała się, jeździła.
Po czterech miesiącach w gościnie Luba uznała, że czas pójść na swoje – mieszkanie z dwoma nastolatkami w jednym pokoju generowało napięcia, tym bardziej, że starszy syn nie odnalazł się w polskiej szkole, tęsknił za ojcem, kolegami, domem. Frustrację wyładowywał na matce.
Magda pomogła Lubię znaleźć mieszkanie (było łatwiej, gdy do agentów dzwoniła Polka, nie Ukrainka). Było droższe niż Luba planowała, ale mąż słał pieniądze, więc uznała, że da radę. Ale wkrótce przelewy się skończyły – firma nie wypłacała już pensji, został goły żołd. Koleżanka Luby zaczęła namawiać ją na wyjazd do Niemiec. Tam miałaby zapewnione mieszkanie socjalne przez rok, w zamian musiałaby uczyć się niemieckiego i zdawać egzaminy, żeby potem móc znaleźć pracę. – Bardzo ciężko jej było podjąć tę decyzję – wspomina Magda – kolejna przeprowadzka, jeszcze dalej od męża, a ona cały czas miała nadzieję.
Jak się odnaleźli w Niemczech? – Luba mówi, że tęsknią za Polską, bardzo tęsknią, że było jej tu lepiej, lepiej było im u nas, ogólnie w Polsce. Tam trafili do takiego małego mieszkanka socjalnego, jakaś taka niefajna, nienajlepsza dzielnica. Poza tą koleżanką nie mieli tam znajomych.
A potem Dima wrócił do Ukrainy i Luba została sama z młodszym synem. – Było widać, że ojciec był dla niego takim idolem, jeszcze bardziej chyba przez to, że nie było tego bezpośredniego kontaktu, takim bardziej wyidealizowanym. Magda liczy, że Dima ma już 16 lat. – I jak go sobie teraz wyobrażam, to myślę, jeśli się nie zmienił, że jak tylko będzie mógł, to on się prawdopodobnie sam nawet zgłosi do wojska.
Gdy Magda pokazuje mi zdjęcie Luby, wyrywa mi się głupio: – Piękna kobieta. Magda od razu prostuje: – Piękna w środku i na zewnątrz. Żałuję, że nie poukładało się do tej pory tak, jak miało się poukładać. Bo jak się rozstawaliśmy, to tak mówiliśmy, że przyjedziecie do nas z mężem i z chłopcami, i my was odwiedzimy. I tak zupełnie inaczej się stało.
– Najtrudniejsze było widzieć Lubę w tym zawieszeniu. Lubę, która cały czas czeka, żeby być z mężem, żeby wrócić do normalnego życia. Ona była naprawdę silną kobietą, ale cały czas powtarzała, że jest na takich ruchomych piaskach – w opowieści Magdy podziw miesza się z troską. – Luba jest taką bardzo silną kobietą – tę frazę Magda powtarza w trakcie naszej rozmowy kilka razy – która zawsze podniesie się i jakoś tam sobie potrafi rzeczy poukładać pomimo tych wszystkich przeciwności. Magda nie jest pewna, czy sama podołałaby takiej sytuacji: – Ja nie wiem, czy ja miałabym… Myślę, że nie miałabym w sobie tyle siły, co ona.